Nie wszyscy wiedzą, ale nie było mnie, a teraz wróciłem.
W kurortach wypoczynkowych pojawiła się ostatnio nowa moda: na deptakach można sobie wydrukować pocztówkę z własną gębą umieszczoną pomiędzy zdjęciami lokalnych atrakcji. Ponieważ lubię wstawiać w różne miejsca swoje wykrzywione wyrazy twarzy, w Zatomie pod Zadarem zainwestowałem dwanaście kuna i oto mam własną, pocztową kartkę reklamującą Dalmację.
Zadar jest fajny, ale kompletnie zmiażdżył mi system Dubrownik. W porównaniu z tym portem krakowskie stare miasto wydaje się mało interesujące i jakieś takie marne. Starówka Dubrownika to ogromna, wcinająca się w morze twierdza otoczona jednolitymi murami. Polecam. Kiedy wczesnym porankiem wałęsałem się po jej schodkowych uliczkach, natknąłem się ni mniej ni więcej tylko na idealną odwrotność sławnego Manneken Piss’a.
Ni stąd ni zowąd stanąłem oko w oko z Lady Pi-Pi – fontanną w kształcie dojrzałej pani oddającej mocz do marmurowej miski. Lekko obrzydliwe, ale zaskakujące. Nie czytałem przed wyjazdem przewodników, więc naprawdę się nie spodziewałem.
Aparat zostawiłem razem z plecakiem w przechowalni, więc zdjęcie wstawiam ukradzione z internetu.
Pewna drobnostka mocno zapadła mi też w pamięć w Mostarze (jak widzicie były to wakacje niestacjonarne.) Piękne miasto, stolica Hercegowiny, w której jako religia dominuje islam.
Na którymś meczecie zobaczyłem plakat przedstawiający kilka kobiet w chustach na głowie. Nad zdjęciem widniał napis: „Šta znači biti žena mu’mina.”
Jak później powiedział mi tłumacz google’a, mu’min to po bośniacku (czy serbsko-chorwacku, nie wiem, gubię się) wierny, a całe hasło po polsku brzmiałoby mniej więcej: „Co to znaczy, być żoną wierzącego?” Kto by pomyślał, że na terenie Bośni i Hercegowiny Muminki są bajką nacechowaną religijnie?
Ostatnia rzecz. Budapeszt czwarta rano, już wracam do domu i dosyć mocno chciałbym w nim być. Zaspany idę przez dworzec Deli i na mijanym plakacie moje zamglone oczy rozpoznają napis Langyelorszag, co po węgiersku oznacza Rzeczpospolita Polska. Zatrzymuję się, przyglądam, zastanawiam, co też nasi bratankowie o nas piszą. Okazuje się, że plakat ma na celu reklamowanie naszego kraju jako kierunku na wakacje.
O tym, że takie reklamy istnieją wiedziałem, bo jeszcze w Chorwacji jeden Szwajcar opowiadał mi, że regularnie lecą u nich w telewizji.
Wszystko fajnie i bardzo dobrze, że te plakaty są, ale dlaczego patrząc na czerwonego kapturka, który w obrazie króluje, mogę się od razu domyślić, że w Polsce non stop pada? No mnie by ten plakat nie zachęcił.
Poprzedni post z kategorii: Życie Dziwi.
3 komentarze do “Kilka drobiazgów z wakacji”