Takie tam hobby…

Tak, jestem ateistą. Uważam, że nie ma żadnej siły wyższej, że nikt, żadna wielka, opiekuńcza mama (czy tam tata) nie siedzi w niebie i nie przygląda się naszym losom. Uważam, że do powstania religii przyczyniła się napędzana strachem wyobraźnia jakiegoś neandrtalczyka, który drżał z lęku, że go piorun jebnie. Uważam też, że skoro już parę stuleci temu dowiedzieliśmy się, jak powstają błyskawice, to nie musimy dłużej podtrzymywać wiary w fikcyjne stworki, które niby błyskawicami z wysokości miotają.

Ponadto, jestem też jednym z tych ateistów. Z tych nielubianych, wyszydzanych, którzy poświęcają swój czas na lajkowanie na Facebooku cytatów z Richarda Dawkinsa. Tak, wszystko wskazuje na to, że jestem ateistycznym pieniaczem. Głośno komentuję wiarę religijną jako przejaw głupoty (jeden z moich kolegów posuwał się dalej – twierdził, że jest to rodzaj upośledzenia umysłowego) i nie przepuszczę okazji, żeby wdać się w nieprowadzącą donikąd dyskusję z osobą wierzącą. Kiedy słyszę słowo bóg, wypowiedziane z tą szczególną tkliwością wiernego, coś we mnie zaczyna ryczeć i wierzgać i dosyć często wypuszczam to coś na zewnątrz.

I wiecie co? Nawet nie chodzi o to, że my, niewierzący mamy rację. Nie chodzi o to, że kościół katolicki w średniowieczu zatrzymał ogniem rozwój nauki na kilkaset lat, a aktualnie bardzo pieczołowicie wspiera epidemię wirusa H.I.V. (powinni otworzyć akcję – „CARITAS ZBIERA na AIDS w NAIROBI”). Chodzi o fakt, że ja lubię to robić. Odkryłem, że lubię wkurwiać wierzących. To jest najwyraźniej jedno z moich hobby.

Początki mojej fascynacji bluźnierstwem sięgają podstawówki, kiedy to dostawałem w nagrodę uśmiech mojego dziadka (był bojującym ateistą), za każdy jeden raz, za każdą kąśliwą uwagę rzuconą zakonnicy podczas tak zwanej katechezy. (Niestety nigdy nie udało mi się przebić mojej koleżanki, która zapytała, jak to jest możliwe, że Maryja była dziewicą nawet po tym, jak Jezusek wyszedł na świat przez jej pochwę.)

Później odkryłem, że mógłbym przestać chodzić na religię, ale że straciłbym w ten sposób zbyt dużą część cotygodniowej frajdy.

Teraz też mógłbym dokonać apostazji, ale chyba jestem zbyt ambitny. Chyba jeszcze trochę poczekam, przemyślę, zaplanuję i dowalę taki numer, żeby Papa Franciszek musiał z własnej woli objąć mnie ekskomuniką.

Zapraszam do poprzedniego posta, w którym najeżdżam na religię.

26 komentarzy do “Takie tam hobby…”

  1. Jeśli „Lajkujesz” cytaty Dawkinsa, to pewnie czytasz :) Polecam Ci książkę „Dlaczego bóg nienawidzi kobiet” :) Za jakiś czas także o religii napiszę na blogu. Religie zawłaszczają poprzednie wierzenia, tak by przejąć władzę. Swoją drogą, religia jest ciekawa jeśli przyjrzeć się jej z socjologicznej i antropologicznej strony. Pozdrawiam, A np z innej beczki, bo mi się przypomniało jest taki gość bez nóg, i bez rąk z czeska brzmiącym nazwiskiem, wiesz o kogo mi chodzi? Nick ma na imię, on jest doskonałym „produktem” (wiem, paskudnie to brzmi) tudzież wizytówką kk. szkoda. A ludzie się zachwycają tym, jaki on dzielny i inspirujący, może dla niektórych nie przeczę, ale to przede wszystkim dobrze wyreżyserowany spektakl, nie tylko dlatego by wzmocnić stereotypy, ale także by wzmocnić pozycję kościoła, poza tym, inne tożsamości tego człowieka, patrząc socjologicznie wywodzą się z grup większościowych. Pozdrawiam raz jeszcze, ufff

    1. Dawkinsa jak na razie tylko oglądałem, ale mam w planach przeczytanie „Boga urojonego”. Posiadam czytnik od niedawna, więc łatwiej:)
      Z przejmowaniem dawnych wierzeń też się spotkałem. Słyszałem o tym… Chrzczenie świętych, celtyckich dębów na wyspach brytyjskich. Przerabianie olbrzymów Krzysztoforów na św. Krzysztofów itd. (św. Krzysztof w pierwotnej wersji legendy miał głowę psa!!!! http://pl.wikipedia.org/wiki/Cynocefal.)
      Ostatni gość, ten kaleka pastor to Vujic.

      Szacun dla niego, że potrafi sobie poradzić, ale aspekt propagandowy mnie przeraża. Mam nawet teorię, że któryś z kościołów go takim wyhodował, żeby mieć asa w rękawie.
      Mnie, osobiście bardziej imponuje Johny Eck. Też był hmmm ułomny, też wymiatał, ale nie musiał nikogo przy tym nawracać.

      1. Tak wychowywanie osób z niepełnosprawnością to częste przypadki, poza tym kościół (kościoły) gaszą spory i nie mozna doprowadzić zmian do końca, albo ich zainicjować. Ponieważ uważam, że język jakim się posługujemy jest ważny, nie używałabym słowa kaleka. Boga urojonego też mam zamiar przeczytać, bo do tej pory Dawkinsa, słuchałam, oglądałam i znam z trzeciej ręki.O religiach możemy podyskutować, a Ecka nie znam :) PS jesteś pierwszym, którego, powiedzmy, znam i ma takie zdanie o tym facecie bez rąk i nóg, bo wszyscy (których znam) się nim zachwycają, a to czyste manipulowanie, chociaż nie wykluczam, że On osobiście może wierzyć w to, co głosi.Pozdrawiam

        1. Oczywiście, język, którym się posługujemy jest bardzo ważny. Przy czym kaleka to jest dla mnie jednoznaczne określenie na kogoś, kto posiada nazwijmy to, znaczne cielesne ubytki. Słowo to nie musi być nacechowane negatywnie, jedynie określa kondycję medyczną. Wiem, wiem, że poprawność polityczna zabrania i tak dalej:) Pozdrawiam

          1. Wiesz, mnie nie chodzi o poprawność polityczną, bo w naszym kraju i tak jej nie ma. Ale o dwie rzeczy. PIerwsza, że słowo kaleka, tak jak murzyn, wariat, nosi za sobą konotacje historyczne, nie dosyć ciekawe, upokarzające, a druga, jeśli napiszemy np osoba z niepełnosprawnością, to widzimy, że to jest jedna z wielu cech tego człowieka, i nie zlewa się w jedną, wielką niepełnosprawność. Drażni mnie powiedzenie np artysta niepełnosprawny, chciałbyś być tak nazywany? No, ja nie. Poza tym, nazwy są różne, i w różnych grupach, i kontekstach, w grupach „intymnych”, koleżeńskich funkcjonują, różnego rodzaju wyrażenia np kaleka także i jest raczej obśmiewane. Taki wkręt socjologiczny z mojej strony

          2. Wybacz mi, ale to co piszesz w tym momencie jest przykładem poprawności politycznej, więc jednak istnieje. Oczywiście, że nie chciałbym być nazywany artystą niepełnosprawnym, ale jednocześnie jestem zwolennikiem trzymania się faktów. Jeśli dany malarz, dajmy na to, jeździ na wózku, to media mają prawo nazwać go „artystą niepełnosprawnym”, gdyż nim jest.
            Co do kaleki… To tak, rzeczywiście używa się tego słowa w negatywnym znaczeniu. Nie byłem mistrzem sportu jako dziecko i sam parę razy usłyszałem na wuefie, że jestem kaleka.
            Mimo wszystko pisząc o Vujiciu, że jest on kaleką miałem na myśli, że nie ma rąk i nóg, a nie że jest łamagą (myślę, że dało się to wyczytać z kontekstu – filmik).
            Może powinniśmy walczyć z używaniem słów murzyn, żyd i kaleka w niewłaściwych sytuacjach, a nie tych,które faktycznie odnoszą się do istotnej charakterystyki danej osoby. Pozdrawiam

          3. Rozumiem Twoją intencję. Niech Ci będzie, że jestem poprawna politycznie. I co więcej, będę tego się trzymać. Skoro nazywanie osoby artystą niepełnosprawnym jest właściwe, to nie powinno Cię razić jeśli tak ktoś powie, o Tobie w kontekście np nie udanego występu, albo jak złamiesz rękę, czego Ci nie życzę. Tych słów nie powinno się używać, dlatego, że są krzywdzące, i posiadają negatywną konotację, a także, dlatego, że sprowadzają osoby do jednego wymiaru, i społeczeństwo tak funkcjonuje, budując niewiłaściwy obraz, czy to osób Czarnoskórych, czy osób z niepełnosprawnością. Jestem za tym, by brać odpowiedzialność, za słowo, co nie znaczy, że osoby z niepełnosprawnością, nie mogą być np tematem skeczy. Świetnie to zrobił http://www.youtube.com/watch?v=Mjg69RhBoZA

          4. Jeśli ktoś powie o mnie niepełnosprawny w wypadku złamania ręki, będzie to zwyczajnie sytuacja komiczna. Jeśli przez przypadek urwie mi gdzieś rękę i po tym fakcie, będę nazywany komikiem niepełnosprawnym, będzie to prawda. Jeśli ktoś nazwie mnie niepełnosprawnym z powodu jednego nieudanego występu, nie będzie to miało wielkiego sensu, ale raczej to spokojnie przyjmę.
            Zgodnie z Twoim rozumowaniem powinno się zrezygnować z przymiotników i określeń, jako takich. Bo słowa matka, genialny, pobożny, policjant użyte pojedynczo też sprowadzają osobę do jednego wymiaru.
            To jest kwestia odbioru. Napisałem o Vujicu, że jest kaleką, gdyż to jego bardzo charakterystyczna cecha. Nie twierdzę jednocześnie, że nie posiada innych cech. Gdybym napisał „charyzmatyczny kaznodzieja” byłaby to informacja myląca (i jednocześnie jednowymiarowa).
            Szczerze, nie widzę nic złego w używaniu słów zgodnie z ich znaczeniem.
            http://sjp.pl/kaleka
            Jeśli ktoś ma problem, niech zatyka swoje uszy, a nie usta innym.

          5. Ja „nie piję” do Twojej inwencji, także nie zatykam Ci ust.Proszę, nie przypisuj mi czegoś, rezygnacji z określeń, pobożny, genialny, etc, której nie mam na myśli. Mówię o spowazaniu ludzi do jednego wymiaru, negatywnego, kaleka,jako osoba zależna, nieporadna, reklikt przeszłej epoki w PL, gdzie chowano „takich ludzi w domach opieki”. Ponieważ czytasz, to podeślę Ci książki, może wtedy, tam, będzie napisane jaśniej, to, co mam na myśli, i to nie ja je napisałam, więc personalnie nie będziesz tego traktował. Barnes i Mercer Niepełnosprawność”najpierw, potem podeślę o języku, jestem za tym, aby nie krzywdzić ludzi językiem, którego się używa, chociaż intencje są bez zarzutu, i jak pisałam, rozumiem je. Język, jakiego się używa, to nie jest kwestia odbioru. Polecam artykuł. http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,8000180,Afrykanin_to_nie_Murzyn__Jak_mowic__by_nie_obrazac.html

          6. Nie popieram mnożenia eufemizmów i słów zastępczych. Moim zdaniem mówienie niepełnosprawny zamiast kaleka, prowadzi do takich absurdów jak „sprawny inaczej” i „konserwatorka powierzchni płaskich”.
            Jednocześnie tę dyskusję prowadziłem po części dlatego, że lubię dyskutować. Także, jak to mawiają Anglicy: „Thank you, you were a sport!”

          7. Tak jak piszesz, są złe i dobre przykłady. Lecz nie odiosłeś się do artykułu. Szkoda, Nie miałam zamiaru wytykać Ci czegoś, tylko zwrócić uwagę NA aspekt językowy, i tym, czym on skutkuje, a ponieważ zgadzamy się, co do tego, że język jest ważny, Tym bardziej, że i Ty i ja wykonujemy zawód polegający na mówieniu, prowadzimy warsztaty, etc. Też lubię dyskutować. Może tą dyskusją uwidoczniłam Ci że mamy możliwość wyboru, może po przeczytaniu artykułu będziesz patrzeć na język inaczej, jednakże nie mam zapędów kaznodziejskich, i nie chcę nawracać. Nie znam osoby, mającej tożsamość mniejszościową, jedną z wielu swoich tożsamości, która chciałaby być być nazwana kaleką, murzynem, żydem etc. Również dziękuję za dyskusję. „Po części prowadziłem, bo lubiłem” Hmmm :) Pozdrawiam,

      2. A ja się Nickiem zachwycam, a co! Ale nie tak, jak zapewne większość, choćby społeczeństwa polskiego, nie posiadająca właściwie żadnej wiedzy o Vujiciciu poza jednym-dwoma filmikami na yt (stąd, jak mniemam, mylenie czeskiego pochodzenia z serbskim chociażby), które swego czasu obleciały polski internet. Szkoda, że patrzycie na Nicka tylko przez pryzmat religii i kalectwa. Wielka szkoda. Bo to, że dla niego Bóg jest ważny, to ważne, ale dla Nicka. Kogo obchodzi to, że mówi o Bogu, skoro to nie o nim mówi przez 95% czasu? To, że – faktycznie – w tym momencie jest już właściwie celebrytą, osobą medialną i jego działalność można spokojnie podciągnąć pod propagandową, ale religijną ze względu na to, ze nie kryje się ze swoją wiarą, z którą przez wiele lat miał poważne problemy i chyba bliżej mu było do ateizmu niż wiary, nie znaczy jednak, że jego „kazania” dotyczą tylko i wyłącznie jego cudownego nawrócenia, Boga i religii. Dużo ważniejsze w jego „występach” są aspekty, choćby psychologiczne, w ogóle niezwiązane z religią. On nie głosi słowa Bożego. On motywuje. Do działania. Do życia. Do bycia szczęśliwym. Do życia według własnych zasad, według własnych reguł. Mówi: zobacz, ja mogę żyć jak chcę, robić, co mi się żywnie podoba, a nie mam rąk i nóg – to wielka bariera, więc Ty możesz tym bardziej. Dla mnie Nick jest pełnosprawny, a może i sprawniejszy ode mnie. On pokazuje to, co w filmie „Mój biegun” mówi ojciec do syna: że kalectwo to nie brak ręki czy nogi, to to, co jest w głowie. A że czasami (no dobra, pewnie zawsze, ale przez 5% czasu) cytuje „Pismo święte”? Toż to książka jak „Bóg urojony” – wolnoć mu cytować wybraną literaturę! Kościół pewnie i chciałby sobie przywłaszczyć takiego kaznodzieję, pewnie i to robi, ale… niewiele może.
        A poza tym zarzucanie mu czegoś, co się robi samemu, zalatuje z lekka hipokryzją :)

      1. Ale wielu innych ateistów – i owszem. W każdym razie, bardzo ciekawe jest zjawisko, gdy w czasach „modnej” tolerancji wielu wołających o tolerancję dla ich poglądów nie ma jej dla oponentów (to taka ogólna uwaga, nie personalna:). Bo wiara, religia lub ich brak to kwestia poglądów, światopoglądu, stylu życia, nie być albo nie być, życia i śmierci. A wielu ateistów i wielu wierzących zachowuje się tak, jakby była. Po co jedni drugich uczą, jak żyć? Wolnoć Tomku! :)

        1. No właśnie „modnej” tolerancji:) Już napisałem wyżej, że tolerancji nie promuję. Nie uważam, że jest złą rzeczą, ale nie krzyczę w sprawie wolności, równości i braterstwa.
          O Vujicu nie wiem zbyt wiele, ale w filmiku o nim widzę dużo naciągania… Np. jak on założył te majtki w których biega? Zjadł tą jajecznicę ze skorupami? Kto mu wyjął jajka z lodówki?
          Wcale nie jest taki samodzielny, jak to próbują pokazać. Dlatego uważam jego całego za chwyt marketingowy.
          A ja uczę innych żyć, dla zabawy:)

          1. I właśnie to, mimo odmiennego światopoglądu, bardzo mi się podoba – że w tę modę nie idziesz :)

            Naciągania? Pokaż mi film czy serial, w którym główne postaci wyglądają jak szarzy ludzie – Ty czy ja – chwilę po wstaniu z łóżka. Albo w reklamach – pokaż mi choć jeden produkt, który na półce wygląda tak idealnie jak w reklamie (o tym akurat coś niecoś więcej wiem:). To też naciąganie? Magia? Nie, to po prostu najzwyklejszy w świecie montaż. Światło. Kilka powtórek i prób. Do czego zmierzam: większość ludzi widzi tylko krótki filmik o Nicku. I koniec. I albo się zachwyca, albo reaguje jak Ty. Niewielu sięga dalej. A dalej jak na dłoni widać, że takiemu Nickowi życie ułatwia szereg osób i rzeczy. A to rodzina, a to teraz na pewno sztab ludzi. A to specjalny wózek, a to jakieś nakładki do pisania na komputerze, klawisze tu i tam, dostosowane sprzęty w domu itp. itd. Przecież on nie żyje w próżni i tak jak Tobie czy mnie ktoś poda łyżkę, która spadnie, czy szklankę herbaty, gdy umieramy przeziębieni, tak mu ktoś poda jajka czy przygotował jakieś narzędzie, by mógł sam założyć majtki. A że tego nie pokazano w materiale? Cóż, to marketing, racja. Ale to reklamówka. Ma przyciągać. Lepiej obejrzeć choć 5 min z jego mowy motywacyjnej niż to. Nie tylko więc patrzmy na to, co nam podają na tacy ;)

          2. W serialach twórcy raczej rzadko twierdzą, że to co tam się dzieje, jest prawdą. Ten filmik dosyć mocno, ale nieudolnie sugeruje, że Vujic jest samodzielny.
            Argument, że też czasami ktoś mi podaje łyżkę, jest naciągany. Bo ja dam radę ją sobie podnieść, a on nie.
            Dlatego uważam, że filmik jest jednym z popularnych w necie wyciskaczy łez, za którymi nie przepadam.
            A ponieważ ma w tle religijne naganianie baranów do boga, to już nie przepadam podwójnie:)

          3. Ty tak na serio z tymi serialami, że to tak bardzo od twórców zależy? Skoro więc to zależy od kreacji, nie odbioru, to wytłumacz mi, skąd zaczepianie aktorów na ulicach: „jak pan mógł ją tak potraktować?”, „ale z pani dziwka!”? :) Dokładnie tak samo Ty na podstawie krótkiego materiału wyrobiłeś sobie zdanie, w którym osiadłeś. Twoje prawo. Moje, że sięgnęłam dalej. Dlatego wiem, że teraz w internecie krążą również inne filmy. W których Nickowi w każdej niemal sytuacji ktoś towarzyszy, pomaga. A on mówi, dlaczego tamten filmik wyglądał tak, jak wyglądał. Bo kiedyś bardzo mocno zależało mu, by na każdym kroku zaznaczać swoją niezależność. Pokazywać, że się da. Teraz zrozumiał, że skoro ktoś jest obok, chce mu pomóc, to dlaczego nie skorzystać? Ty widzisz kilka scen i mówisz: on nie da rady podnieść łyżki. A on nawet umie pisać i wybrać numer telefonu w komórce. A takiej precyzji rzutu piłką tenisową (czy czymkolwiek o takim kształcie) jak on nie mam ani ja, ani pewnie Ty :) I nie widzę w tym religijnego naganiania do żadnego z bogów tego świata, a motywację do walki z samym sobą.
            PS: Podczas żadnej „sesji” z Nickiem nie uroniłam ani jednej łzy – czy oglądałam, czy tylko słuchałam w tle prac domowych :)

          4. Czy mogę zapytać w oparciu o co stwierdziłaś, że widziałem tylko ten jeden filmik z Vujiciem? Widziałem jeszcze kilka innych, czytałem o nim… Nie wysnuwaj pochopnych związków.
            Ludzie, którzy mówią do aktorki serialowej na ulicy „dziwko” są tępi, upośledzeni albo chorzy psychicznie. Sytuacja jest podobna, ale jednak nie taka sama.
            Jeśli dobrze rozumiem, to Vujic w tym filmiku nikogo nie gra, tylko pokazuje jaki jest, więc nie bardzo mam go z kim mylić.
            P.S: A swoją drogą takie agitowanie i pisanie elaboratów dłuższych od postów na blogach innych ludzi wydaje się być dosyć dobrym pomysłem na promocję.

          5. Ech… Skoro muszę pisać „tak, tak, nie, nie”, żebyś spróbował porozmawiać na temat, a nie obok, to chyba dalsza dyskusja nie ma sensu. A o gruszce, Ty o pietruszce. Jeśli dla Ciebie „większość ludzi” = Ty, a „kilka scen” = 1 film, to tym bardziej nie ta dyskusja nie doprowadzi do konsensusu. Idę więc na kompromis. Ja widzę w postawie Nicka więcej niż Boga i religię. Widzę coś, co łączy, nie dzieli. PR i marketing również. Kreację i grę. Samym sobą i samego siebie, ale są. Świat, kolego, nie jest tak czarno-biały, jakbyś chciał :)

            PS: A swoim argumentom po części wystawiłeś świadectwo ocenianiem moich komentarzy na podstawie „wpisów na blogach INNYCH ludzi”. Ja nie jestem „inny ludź”. A jeśli chcesz się brać za ocenę komentarzy, chociaż w swoich nie rób błędów :)

          6. Słuchaj, jesteśmy ewidentnie z różnych bajek. Twoje argumenty też do mnie die trafiają, więc zgadzam się z tym, że lepiej sobie odpuścić tę dyskusję.

Leave a Reply

Sprawdź ofertę występu z żartami na temat branży. Stand-up na imprezę firmową