Jakiś czas temu ogłosiłem się ekspertem od komedii. Nikt nie zaprzecza, więc chyba faktycznie nim jestem. Zaczynam jednak odczuwać niedosyt i postanowiłem posunąć się o krok dalej. Od dzisiaj jestem jasnowidzem od żartów i zamierzam pisać nie tylko o tym, co było, ale również tym, co będzie. Na przestrzeni kilku najbliższych lat przewiduję następujące zmiany na polskiej estradzie:
1. Określenie „komedia scenicza” faktycznie wejdzie do użytku. Ludziom w branży już nudzą się kłótnie o to, czy impro jest kabaretem bez tekstów a stand-up kabaretem bez rekwizytów i z wulgarami. Dlatego właśnie z lenistwa zaczną mówić „komedia sceniczna” (tak jak w Stanach mówi się „stage comedy”). SZPAK już przestał być przeglądem kabaretowym. Jest festiwalem komedii.
2. Polski stand-up dokonał rzeczy niewiarygodnej. Kilkudziesięciu młodych ludzi z całego kraju zebrało się i tworząc małe, lokalne imprezy zbudowało pokaźną scenę ogólnopolską. Stand-uperów jednak przybywa jak myszy w młynie – obrócisz się na chwilę i już jest pięciu nowych. Oznacza to, że w tej dziedzinie królować będą gwiazdy jednego sezonu. Utrzymanie się w obiegu na dłużej będzie wymagało niewiarygodnych umiejętności, ogromnego talentu i jeszcze większego fuksa.
3. Impro zostanie tam gdzie jest – w małych piwiarniach z ambicjami, by nazywano je klubami jazzowymi. Zapotrzebowanie na warsztaty improwizacji jednak wzrośnie. Bo w ich trakcie pracownicy korporacji uczą się umiejętności miękkich, a przy okazji to jest przecież takie śmieszne…
4. Stand-up zrobił jedną rzecz, której bynajmniej robić nie zamierzał – ośmielił ludzi. Zobaczyli, że da się z powodzeniem występować samotnie. Przybywa innych odmian komedii wykonywanych w pojedynkę. Już powstał pierwszy w Polsce festiwal one man show – LUDZIK. Na pozostałych przeglądach soliści też zaczynają pojawiać się coraz bardziej licznie. Podczas Mazurskiego Lata Kabaretowego 2015 pięć na dwanaście podmiotów miało tylko jednego członka w składzie.
5. Niesamowita rzecz. W Polsce istnieją ludzie, którzy chcą pisać skecze, ale jednocześnie organicznie brzydzą się kabaretem. Już powstały ekipy, które nazywają siebie sketch show (na wzór amerykańskich grup parających się tym gatunkiem). Jako przykład można tutaj podać Niektóre Długopisy Piszą Wolniej oraz Czarną Dziurę. Niechęć do kabaretu stanowi u nich wręcz główny punkt programu (trochę ją rozumiem, a trochę nie popieram.) Będzie więcej. Pojawią się liczne sketch comedy show. I wtedy dopiero biedni widzowie będą mieli w głowie mętlik. Bo tak na dobrą sprawę to czym się toto różni od kabaretu?
6. Sam kabaret dociskany do muru przez inne nurty również zmieni oblicze. Już pojawiło się kilka grup przygotowujących jeden program miesięcznie (chociażby warszawskie Na Koniec Świata i Pożar w Burdelu). Myślę, że to podświadoma próba doścignięcia efektywności impro, którego reprezentanci mogą generalnie trzaskać jeden hmmm…. program dziennie. Zmiany w kabarecie bardzo ładnie już zresztą kiedyś przewidział Jim Williams.
JEŚLI PODOBAŁ CI SIĘ TEKST, KLIKNIJ W BANER, PRZEJDŹ DO FANPAGE’A I (EWENTUALNIE) POLUB: