MASZ MINUTĘ to jeden z najbardziej pomysłowych formatów, jakie ostatnio pojawiły się w stand-upowym światku. Komicy wchodzą na scenę i mają na swój występ… zgadliście …jedną minutę. Występy oceniają i komentuje jurorzy złożone z pięciu zawodowców.
Tak się składa, że ostatnio w podcaście gościłem głównego dowodzącego formatu – Mieszka Minkiewicza. Gadaliśmy między innymi o tym, jak się dostać do MASZ MINUTĘ (ten wątek zaczyna się w 1:15:46).
Format LITOŚCI to znak nowych czasów w polskim stand-upie. Show jest w połowie improwizowane, dzięki czemu kolejne występy są całkowicie różne od poprzednich. Można je tworzyć cyklicznie i równie cyklicznie wrzucać do sieci (co w roku 2025 dla komików jest na wagę złota).
Panowie Tomek Machnicki, Krzysztof Kasparek i Łukasz Wolski spotykają się z widzami w większych miastach Polski, żeby zaprezentować miks storytellingu, rozmów z widownią i improwizowanych żartów.
Wszystko poprowadzone według pewnego prostego, ale zmyślnego patentu:
„(…) ideą tego formatu jest to, że możemy mieć dla publiczności litość. Jeżeli my się zapędzimy w miejsce, które się publiczności nie podoba, jest dla niej za ostre albo po prostu chcą sobie z nas zażartować, to mogą krzyknąć „LITOŚCI!!” My wtedy powinniśmy przestać rozmawiać o tym temacie. A w praktyce jest tak, że albo przestajemy albo idziemy w niego jeszcze mocniej.”
Gościem ósmego odcinka podcastu Zdarzyło się w Trasie jest Mateusz Świstak – bajarz, opowiadacz, storyteller. Na życie zajmuje się opowiadaniem legend i od mniej więcej roku działa pod szyldem BAŚNIOWY STAND-UP.
Odcinek poniżej, a jeszcze niżej, zgodnie z tradycją tej serii, wyimki z podcastu.
Z dumą i całkowicie bez pokory stwierdzam, że lista poprowadzonych przeze mnie wydarzeń jest nie tylko długa, ale też różnorodna. Pracowałem jako konferansjer na piknikach sportowych i festiwalu tanecznym. Zapowiadałem poetów w trakcie pojedynków na wiersze i hamburgery na zlotach foodtrucków.
W tym tekście zwięźle wspomnę o kilkunastu imprezach, na których pojawiłem się jako „pan z mikrofonem”. Napiszę też o tym, co było na nich charakterystycznego i fajnego (i w paru wypadkach, co było zdecydowanie mniej fajnego).
Czy taki tekst jest komuś do szczęścia potrzebny? Nie wiem. Sprawdźmy to. Być może paru początkującym osobom pokaże, jak wiele znaczeń może kryć się pod słowem „konferansjer”. A jak nie, to przynajmniej będę miał przestrzeń, żeby się pochwalić doświadczeniem.
Na spokojnie wchodzę sobie na peron na Dworcu Warszawa Centralna. Pociąg już stoi. Mam trzy minuty do odjazdu. Zapas i pełen chill.
Sączę sobie herbatę zieloną i nagle się orientuję, że ludzie biegają wzdłuż pociągu jakby ich po#€@bało. Myślę: „niech biegaja, nie moja broszka”.
Mam miejsce w wagonie 15tym. Znajduję 14ty, idę w prawo i okazuje się, że za wagonem 14cie jest wagon 7. A przed 14tką wagon 2. Dociera do mnie, dlaczego inni pasażerowie biegają i się przyłączam.
W 5 odcinku podcastu ZDARZYŁO SIĘ W TRASIE gościłem Veren de Heddge – dziewczynę, która jest performerką burleski, nauczycielką burleski i organizatorką wydarzeń (prowadzi teatr Dammes du Suir). Potrafi tańczyć, robić akrobacje na kole i wspaniale opowiada o swoich numerach. A przy okazji chyba jest dosyć znana – w Krakowie widzę jej plakaty na mieście przynajmniej raz w tygodniu.
Pod spodem odcinek w pełnej krasie i okazałości. A jeszcze niżej pięć dziwnych sytuacji, które przydarzyły się Veren w trakcie występów.