Piosenka o dupie, tudzież o dupie Maryni to takie powiedzenie, niezbyt pochlebne określenie na utwór o niczym. Nie wszyscy wiedzą, nie wszyscy zauważyli, że niedawno ten związek frazeologiczny stał się rzeczywisty jak nigdy dotąd. Polski internet umiarkowanie o tym milczy, ale w Stanach Zjednoczonych właśnie przemija trend na piosenki o wielkiej dupie. I nie chodzi tutaj wcale o kawałki, które są tak bardzo o niczym, że aż przyciągają do siebie stada poszukujących nirvany buddyjskich mnichów, ale o utwory zachwalające walory pań, których pośladki są pokaźne umięśnione i jednocześnie otoczone większą niż to rozsądne otuliną tłuszczową. Naturalnie wszystkim wokalistkom zaangażowanym w ten nurt natura dosyć hojnie wypełniła przestrzeń pomiędzy biodrami a pasem. Zalety gargantuinicznego zadu wychwalają Nicki Minaj w swoim wiekopomnym dziele ’Anaconda’ oraz Meghan Trainor w utworze ’Bass’ Co więcej obydwie te dupiaste panie biorą odwet za lata dyskryminacji. Otwarcie i po wielokroć krzyczą: „Fuck the skiny bitches!”
O wielkich dupach milczą nie tylko polskie media, ale również polscy wykonawcy. O podłączenie się do nurtu big booty nie pokusiła się ani Cleo, pasująca do niego stylistycznie, ani Chylińska wpisująca się w trend gabarytowo. Pytam, dlaczego? Dlaczego nadwiślańska scena muzyczna, która do tej pory grzecznie kopiowała wszystko, co przyszło zza Atlantyku, postanowiła pominąć akurat tę jedną perełkę. Czy wielkie dupy z Polski są gorsze i nie zasługują na obronę?
I tutaj przypomina mi się, że już kiedyś słyszałem rodzimą piosenkę z nurtu big booty. Reprezentowała ona jednak gatunek folk a nie pop.
„Frelka mi się spodobał, ożenię się z Frelką.
Frelka sama taka mała, a dupę ma wielką…”
Tak zawsze śpiewał mój wujek, kiedy w wakacje przyprawiał mięso na grilla. Szukałem i nie znalazłem w internecie innego wykonania tej jakże pięknej pieśni. Jestem jednak pewien, że wujek sam jej nie napisał. Czy odrobinę nie podrasował słów, na przykład wstawiają „dupę” w miejsce „chałupę”, już nie jestem pewien. Ale ostatecznie na tym polega prawdziwa sztuka ludowa. Utwory krążą między ludźmi, jeden wykonawca przekręci, drugi doda i tak powstaje prawdziwy folklor. Nie wiem też, czy dobór repertuaru w jakiś sposób odzwierciedlał jego ukryte pragnienia seksualne, bo ciocia zawsze była dosyć szczupła…
Słowo (albo imię?) frelka wskazuje na to, że pieśń pochodzi z Górnego Śląska. Wujek jest jednak prawdziwym znawcą kultury ludowej, nie ogranicza się do jednego regionu. Świetnie orientował się też w poezji góralskiej. Zdarzało mu się wieczorem wyjść przed domek letniskowy i śpiewać:
„Ciesym my się, ciesym
Ze nam cycki rosnom
Dupy nam się piórcom
Bedziem dawać wiosnom”
I ten czterowers budzi jeszcze większe obawy, co do seksualności wujka. Spędzałem u niego wakacje i ferie zimowe, więc na dobrą sprawę nie wiem, co tam robił wiosną.
Jak jasno wskazuje początek, tekst miał być o piosenkach zachwalających wielkie dupy. Konkretnie o polskich piosenkach tego typu. Niestety… Uczciwie przeszukałem sieć i stwierdzam, że mój wujek najprawdopodobniej jest jedynym reprezentantem polskiego odłamu nurtu big booty. Polska poezja, zwłaszcza ludowa, a podwójnie zwłaszcza góralska, obfituje w utwory sprośne i nacechowane seksualnie, ale żaden, nominalnie żaden z nich nie opisuje zalet wielkiej dupy. To pewnie ze względu na fakt, że umiarkowanie małą rolę w naszej kulturze pełnią murzynki.
No cóż połowiczna klapa. Na pocieszenie zamieszczam utwór Mikołaja Reja. Ten krótki wierszyk po raz kolejny udowadnia, że wszyscy poeci to hip-hopowcy, a wszyscy nauczyciele polskiego to idioci. Każdy wieszcz, każdy rymokleta w pewnym okresie życia zdrowo w swoich utworach kutasił. Objaw zdrowia.
Ujrzał jeden, a dziewka
pierze sobie chusty,
uwiązła jej koszula w silny
ogon tłusty.
Rzekł jej: – „Łakomy tył
masz, otoć zje koszulę!
Ale chcesz li jej dać w łeb,
dam ja tobię kulę.”
Powiedała: – „Nic, panie,
utrzeć się to chciała,
Iżeś ją miał całować
tak się nadziewała”.
On plunąwszy skoczył precz,
śmiechu dosyć było,
Bo też na tę kwestyją
tak się rzec godziło.
O ile „big booty” jestem jeszcze w stanie przełknąć o tyle w polskim tłumaczeniu piosenka z refrenem „mam wielką dupę” mogłaby być nieco hardkorowa ;-)
Przypuszczam, że refren raczej brzmiałby inaczej. 'Booty’ to, jak się zastanowiłem, raczej 'tyłeczek’ albo 'dupcia’. Już nie brzmi tak źle:)