Grafomani kontra grafomani

O ile ciężko wyznaczyć coś takiego jak prawdziwe znaczenie słów, o tyle z całą pewnością można stwierdzić, że wyraz grafoman, pierwotnie wcale nie oznaczał pisarza obdarzonego wyjątkowo ciężkim piórem. Podobnie jak nimfomanka to nie jest łatwa laska, która lubi seks, ale kobieta owładnięta patologicznym przymusem pieprzenia się z każdym i w każdych okolicznościach. Prawdziwa nimfomanka pójdzie do łóżka z biznesmenem, z przyjemnością odda się miłości oralnej z napotkanym żulem, wreszcie w skrajnych okolicznościach będzie próbowała przelecieć ogrodową choinkę (ten stan świetnie opisuje film von Triera „Przełamując Falę).

Grafomania to termin medyczny, oznaczający chorobliwe uzależnienie od działalności „literackiej” (z greckiego „graphein” – rysować i „mania” – szaleństwo). Nazwy tej psychiatrzy używają od początku dziewiętnastego wieku na określenie uporczywego nawyku pisania, spisywania, tworzenia list i pamfletów (aczkolwiek z tego co zauważyłem, polscy naukowcy wobec tych samych symptomów  chętniej używają określenia „hipergrafia”).

Ludzie dotknięci grafomanią czują kompulsywną potrzebę przelewania myśli na papier. Spisują w pokręcone listy przedmioty znajdujące się wokół nich, prowadzą absurdalnie szczegółowe pamiętniki, znany jest też przypadek człowieka, który nieprzerwanie rymował w głowie przez pięć lat!!!!! (Czuł chęć zapisania rymów, więc liczy się jako grafoman-hipergraf.) W skrajnych przypadkach ludzie dotknięci tą przypadłością piszą po spirali od krawędzi kartki do jej środka, pieczołowicie kaligrafują literki od prawej do lewej, albo wreszcie wymyślają własny alfabet (istnieją podejrzenia, że Manuskrypt Voynicha został stworzony przez jakiegoś czternastowiecznego grafomana). Czytaj dalej „Grafomani kontra grafomani”

Jebana Grafomania

Wczoraj znalazłem w sieci zarąbisty blog komiksowy – „Głosy w mojej głowie”. W pół godziny pochłonąłem wszystko i pożaliłem się nad losem twórcy. To całe wszystko pisał i rysował prawdopodobnie przez rok, a przeczytać można w kilkadziesiąt minut. Taki los autora pasków.

Zanim jeszcze skończyłem czytać, zorientowałem się, że ściągam darmowy program do grafiki trójwymiarowej i że w mojej głowie zaczyna kiełkować myśl, żeby za pomocą modelowania 3D stworzyć własny komiks paskowy opowiadający o codziennym życiu robotów bojowych… „Co, kurwa?” – powiedziałem sam do siebie – „Piszesz bloga (właściwie to nawet dwa, ale jeden jest tajny,) przygotowujesz nowy program stand up’owy, powinieneś dopisać skecze dla PUK’a, parę tygodni temu chciałeś pisać felietony do gazet, a teraz chcesz jeszcze odnawiać swoją znajomość grafiki trójwymiarowej, z którą styczność miałeś w późnej podstawówce i modelować komiks o robotach?”

Niestety, tak mam. Zobaczę coś, spodoba mi się, nabieram chorobliwej chęci, żeby zrobić coś bardzo podobnego, ale jednak innego. Żeby zrobić to coś jeszcze raz, po swojemu.

Jak byłem mały, znajomi rodziców śmiali się z nich, żeby mi kupili jakąś grę planszową, bo rysuję własną. Przyjaciele starszyzny mojej wioski nie rozumieli, że nie chcę nabytej gry, ale swoją, własnomózgowo wymyśloną.

Zacząłem czytać książki właściwie w momencie, w którym odkryłem fantastykę. Pochłaniając dziesiątki książek o cudownych przygodach magicznych bohaterów, jednocześnie tworzyłem własne, bohomazowate, odtwórcze i programowo niedokańczane opowiadania. Czytaj dalej „Jebana Grafomania”

Sprawdź ofertę występu z żartami na temat branży. Stand-up na imprezę firmową