Piosenka o dupie, tudzież o dupie Maryni to takie powiedzenie, niezbyt pochlebne określenie na utwór o niczym. Nie wszyscy wiedzą, nie wszyscy zauważyli, że niedawno ten związek frazeologiczny stał się rzeczywisty jak nigdy dotąd. Polski internet umiarkowanie o tym milczy, ale w Stanach Zjednoczonych właśnie przemija trend na piosenki o wielkiej dupie. I nie chodzi tutaj wcale o kawałki, które są tak bardzo o niczym, że aż przyciągają do siebie stada poszukujących nirvany buddyjskich mnichów, ale o utwory zachwalające walory pań, których pośladki są pokaźne umięśnione i jednocześnie otoczone większą niż to rozsądne otuliną tłuszczową. Naturalnie wszystkim wokalistkom zaangażowanym w ten nurt natura dosyć hojnie wypełniła przestrzeń pomiędzy biodrami a pasem. Zalety gargantuinicznego zadu wychwalają Nicki Minaj w swoim wiekopomnym dziele ’Anaconda’ oraz Meghan Trainor w utworze ’Bass’ Co więcej obydwie te dupiaste panie biorą odwet za lata dyskryminacji. Otwarcie i po wielokroć krzyczą: „Fuck the skiny bitches!”