Kiedy szykuję się na występ kabaretu PUK, czasem zastanawiam się, czy aby nie jestem popularnym w krajach arabskich zwierzęciem jucznym, albo czy takie zwierzę by mi się nie przydało. Moje rekwizyty wypełniają plecak ze stelażem, kostiumetkę rozmiarów sporej walizki, a dodatkowo w rękę biorę dwumetrowy baner. Ponieważ zdarza nam się grać po dwa razy pod rząd w teatrze KTO, często zostawiam tam ten cały tobół. Paradoksalnie nie zmniejsza to liczby niesionych przeze mnie rzeczy, bo w tej sytuacji muszę jeszcze zabrać z domu mniejszą torbę na ramię z rzeczami osobistymi (tak, tak, jak kobieta.)
Kilka razy w autobusie spotkałem się z pytaniem, czy się przeprowadzam. Nie, nie przeprowadzam się proszę pana, jedynie jadę do pracy. Nie, nie na tydzień, na godzinę.
Ten cały majdan straganowej baby, który noszę ze sobą przed każdym występem, wydaje mi się komiczny zwłaszcza w zestawieniu ze stand up’em. Idąc na solowy występ zabieram ze sobą marynarkę i to tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę.
Wbrew pozorom nie narzekam. Czytaj dalej „Jestem dromaderem”