Gościnią w czwartym odcinku mojego podcastu była Rudka Zydel – slamerka, czyli taka poetka, która czyta swoje wiersze ze sceny. Rudka bardzo fajnie pisze i w tym pisaniu często łączy humor z mrokiem (ale jest to mrok spod typowego bloku na Bronowicach w listopadowe popołudnie). Na polskiej scenie slamowej zgarnęła wszystko co było do zgarnięcia, była czwarta na mistrzostwach slamowych Europy i co najważniejsze, wyleciała (I TO Z HUKIEM) z mistrzostw świata w Paryżu.
Podcast poniżej. A jeszcze niżej, już tradycyjnie historie z występów Rudki.
1. Poeta, który nie do końca umie podrywać
Slam poetycki nie jest szczególnie znany – właściwie to mało kto o nim słyszał. A jednak zdarza się, że poeci jeżdżą czytać swoje wiersze po całym świecie.
Pewnego razu Rudka pojechała na gościnne występy za granicę [Z ROZMYSŁEM NIE PODAJEMY MIASTA] z innym poetą [PERSONALIÓW TEŻ CELOWO NIE PODAJEMY]. W trakcie pokazu w ekskluzywnym, polonijnym domu kultury kolega zaczął odstawiać.
Po pierwsze był pod wpływem. Po drugie, występował tak ekspresyjnie, że w trakcie występu przypieprzył z buta w fortepian.
A na after party było już tylko lepiej:
„Wylądowaliśmy potem w knajpie. Poszliśmy całą ekipą tam usiąść, pogadać, po czym kolega się spił. Byliśmy w barze, w którym pracowała dziewczyna z Iranu.
I chłopcy stwierdzili, że to jest super pomysł, żeby spróbować dziewczynę poderwać. A ona wyraźnie jakby miała doświadczenie w takich sytuacjach i próbowała się zachowywać możliwie najbardziej profesjonalnie. Impreza się kończyła powoli – była druga w nocy.
Aha, bo ją poprosili, żeby powiedziała coś po arabsku. No i ona miała naprawdę świętą cierpliwość. Widać, że już trochę pracuje za tym barem, więc bardzo cierpliwie im tam zaczęła tłumaczyć, że ona nie mówi po arabsku, tylko po persku.
W każdym razie w pewnym momencie, jak już próbowałam ich tam, wiesz, pozbierać, żebyśmy stamtąd wyszli, to padło stwierdzenie ze strony jednego z poetów, że może by z nami jechała do Polski, bo jego matka ma w domu zajebiste perskie dywany.”
2. Rudka Zydel pierwotnie miała nazywać się Żużélle Kumkfat
Znaczna część slamerów w Polsce występuje pod pseudonimami. I Rudka nie jest wyjątkiem. Jak zaczynała występować, wymyśliła samą siebie i ta ksywka na dobre do niej przylgnęła (tak mocno, że raz dostała list polecony zaadresowany właśnie „Rudka Zydel” – oczywiście rozmawiamy o tym w podcaście).
Miała też jedna plan, żeby nadać sobie o wiele bardziej szalony pseudonim.
„(..) coś takiego po*&#anego chodziło mi po głowie. Postać takiej laski pamiętam z różowymi paznokciami, która pije pina coladę. A, i nazywa się Żużélle Kumkfat.
Bardzo mi się podobało słowo kumkwat, w sensie owoc, bo to jest owoc, nie? No, i Żużel, ale pisane Żużélle przez dwa l i e na końcu, tak po francusku – jak Gizélle. Ale stwierdziłam, że może to będzie za trudne do wymowy i dlatego została Rudka.”
3. Jak wylecieć ze Slamowych Mistrzostw Świata?
Slamowe Mistrzostwa Świata odbywają się w Paryżu. I jak się okazuje, ich główny organizator jest strasznym bucem.
Jednej z osób występujących kupił bilet z kilkunastogodzinną przesiadką gdzieś w krajach bałtyckich. Rudka stanęła w obronie tej osoby i kazała organizatorowi pocałować się w dupę (ale tu cytat – tak niechcący).
4. Nie każdy jest zadowolony, że Rudka wygrywa nagrody
Rudka wygrała pierwsze Slamowe Mistrzostwa Polski. Razem z awansem do Mistrzostw świata, otrzymała też statuetkę. I jak się okazało jej twórca nie do końca był zadowolony, że dzieło trafiło w jej ręce:
„(…) chłopak, który zrobił tą statuetkę, umieścił potem wpis na swoim blogu, jaki to jest oburzony tym, że tak, że jego statuetkę dostała feminizistka. Ok. Także tak trochę mnie to rozbawiło, trochę osłabiło.”
Po pierwsze Rudka nie jest feminazistką.
Po drugie, przeczesywałem internet długo, zawzięcie i nie trafiłem na kobietę, która by była godna tego miana. Żaden z licznych odłamów feminizmu nie nawołuje do ludobójstwa ludzi z przeważającą ilością chromosomów Y.
Swoją drogą do dzisiaj się zastanawiam, na co właściwie liczył twórca statuetki, przekazując ją jako nagrodę w Mistrzostwach. Środowisko slamowe od kiedy pamiętam, pełne jest feministek, lewaków, liberałów, gejów, lesbijek, pozytywnych freeków.
I tylko jedna grupa jest w tej społeczności bardzo mało licznie reprezentowana – skrajni prawicowcy (a wydaje mi się, że właśnie tacy ludzie najczęściej sięgają po określenie „feminazistka”).
5. Jak liczy się punkty na Mistrzostwach Europy?
Ocenianie konkursów humanistycznych to wyjątkowo zawiła kwestia. Przede wszystkim pojawia się pytanie, kto powinien przyznawać nagrody w takich zmaganiach.
Jurorzy mają tendencję do intelektualnego p$%^dolenia i przyznawania nagród podmiotom, które za cholerę nie podobają się publiczności.
Wielokrotnie z kolei widziałem, jak widownia przyznaje nagrody temu, kto ją bardziej porwie – na przykład ma więcej żartów albo mocniej wchodzi w interakcję.
Wygląda na to, że organizatorzy Slamowych Mistrzostw Europy wymyślili idealne (aczkolwiek skomplikowane) rozwiązanie:
„(…) tam był taki system bardziej ustrukturyzowany, bardziej przypominający sportowy, nie? Wychodzisz na scenę, jest odliczanie, cała publiczność mówi „3, 2, 1, slam” i ty zaczynasz i jest tam zegar, który ci liczy czas i na tych, na których ja byłam, byli sędziowie wyznaczeni wcześniej, ale to nie były randomowe osoby, tylko zaproszone przez organizatorów, którzy po prostu siedzą w slamie, w spoken wordzie. I oni przyznawali punkty do od 0 do 10, jeżeli dobrze pamiętam.
A oprócz tego było głosowanie przez internet, ludzie, którzy oglądali transmisję na żywo, to jeszcze głosowali. I liczyło się, tylko że to było liczone osobno, natomiast do tej punktacji końcowej były punkty dwucyfrowe od sędziów, a potem był aplauz publiczności i była maszynka, która wiesz, jak od przedszkola do pola ta łapka taka, która mierzyła aplauz. I przyznawała, jakby najpierw tam kalibrowali, a potem mierzyli ten aplauz i aplikacja przypisywała temu jakąś tam wartość liczbową.I to było tak jakby jako szósty sędzia, w sensie jakbyś miał… Szóstą osobę, która głosuje.”
Czytam te wypowiedzi własne i widać, że mam ADHD.
Jak tak teraz patrzę, to mogłem o wiele bardziej wyedytować cytaty wstawiane do tekstu na stronę. Są słowem mówionym – słyszane brzmią dobrze. Przeniesione na pismo, są trochę zbyt chaotyczne. Ale to nie Twoja wina, tylko mojej edycji :)
Zawsze mam dylemat przy pisaniu tej serii tekstów, jak mocno mogę wchodzić z edycją, żeby nie ingerować w to, co gość chciał przekazać.