Na spokojnie wchodzę sobie na peron na Dworcu Warszawa Centralna. Pociąg już stoi. Mam trzy minuty do odjazdu. Zapas i pełen chill.
Sączę sobie herbatę zieloną i nagle się orientuję, że ludzie biegają wzdłuż pociągu jakby ich po#€@bało. Myślę: „niech biegaja, nie moja broszka”.
Mam miejsce w wagonie 15tym. Znajduję 14ty, idę w prawo i okazuje się, że za wagonem 14cie jest wagon 7. A przed 14tką wagon 2. Dociera do mnie, dlaczego inni pasażerowie biegają i się przyłączam.
Najwyraźniej ten skład ustawiał ktoś ze srogą dyskalkulią. Trzy minuty do odjazdu stają się zadziwiająco krótkie. Pociąg jest długi i chyba wyprzedany niemal w stu procentach. W końcu większość ludzi wsiada do tych wagonów, które akurat są przed nimi i próbuje znaleźć swoje miejsca w środku.
Tworzy się zator wewnątrz pociągu – pierwszy w świecie jeżdżący korek. Jak z zadania na fizyce. Jeśli pociąg porusza się z prędkością 60 kilometrów na godzinę, a Tomasz porusza się wewnątrz pociągu w przeciwną stronę z prędkością 3 centymetry na godzinę, to z jaką prędkości porusza się Tomasz. Noooo z mniejszą niż by chciał.
Do łącznika, w którym stoję, wchodzi konduktorka. Uprzejmie informuje, że zaszla pomyłka.
– WIEMY! – krzyczy tłum pasażerów
Okazuje się, że c#€ja tam wiemy.
Konduktorka mówi, że nie dość, że wagony są w dziwnej kolejności, to jeszcze są źle pooznaczane. Ludzie z miejscami w wagonie 15tym, mają się udać do piątego. Ludzie z miejscami w 16tym do 6tego.
PKP właśnie podniosło nam poziom gry. Jak czasami prowadzę integracje, też tak robimy. Wrzucamy w połowie gry dodatkowe wyzwanie, o którym wcześniej nie było mowy. Chytre, PKP, chytre. Że tak powiem, moja szkoła.
Z korka robi się żywy węzeł. Ludzie krążą w tę i z powrotem. Przeciskają się z walizkami, dziećmi, psami, wózkami. Całym dobrodziejstwem inwentarza, jaki chcieli spokojnie wnieść do pociągu na jednym z najważniejszych i największych dworców w Polsce.
Ja stoję i obserwuję jak Wyspiański na Weselu. Jest na co patrzeć. Koło mnie przechodzą Hiszpanie, Szwedzi, Niemcy, Portugalczycy i kilku Azjatów, którzy prawdopodobnie są Kazachami (rozpoznaję języki, ale nie aż tak dobrze, żeby mieć pewność).
Na pytania wszystkich cudzoziemców Pani Konduktor bardzo sprawnie odpowiada:
– Nie rozumiem! Nieeee rozuuumiem!
Ok, myślę. Oni grają na poziomie trzecim. Jedziemy na trasie Warszawa-Kraków w sobotę rano. Śmiało można ją nazwać turystyczną arterią komunikacyjną kraju. Jaki jest sens umieszczania na tej trasie pracownika, który nie mówi po angielsku? Doprawdy, ciężko stwierdzić.