Format LITOŚCI to znak nowych czasów w polskim stand-upie. Show jest w połowie improwizowane, dzięki czemu kolejne występy są całkowicie różne od poprzednich. Można je tworzyć cyklicznie i równie cyklicznie wrzucać do sieci (co w roku 2025 dla komików jest na wagę złota).
Panowie Tomek Machnicki, Krzysztof Kasparek i Łukasz Wolski spotykają się z widzami w większych miastach Polski, żeby zaprezentować miks storytellingu, rozmów z widownią i improwizowanych żartów.
Wszystko poprowadzone według pewnego prostego, ale zmyślnego patentu:
„(…) ideą tego formatu jest to, że możemy mieć dla publiczności litość. Jeżeli my się zapędzimy w miejsce, które się publiczności nie podoba, jest dla niej za ostre albo po prostu chcą sobie z nas zażartować, to mogą krzyknąć „LITOŚCI!!” My wtedy powinniśmy przestać rozmawiać o tym temacie. A w praktyce jest tak, że albo przestajemy albo idziemy w niego jeszcze mocniej.”
Tomek Machnicki
O tym formacie rozmawiałem z Tomkiem Machnickim w moim podcaście ZDARZYŁO SIĘ W TRASIE. Motyw LITOŚCI pojawia się w okolicach 58 minuty.
1. Nie ma kanału LITOŚCI – format ląduje na przemian w mediach trzech komików
LITOŚCI ma swoich fanów i godne ilości wyświetleń (kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń przy każdym odcinku, to naprawdę godnie). A jednocześnie nie ma swojego kanału na Youtubie.
Kolejne odcinki lądują na przemian na kanałach Tomka, Krzyśka i Łukasza. I ja w sumie to podejście rozumiem. Bo panowie mogą się lubić, a nawet uwielbiać, ale jest prawdopodobne, że nie planują „być razem” po wsze czasy.

2. Jak powstał format LITOŚCI?
Kiedy dowiedziałem się, o co chodzi w formacie LITOŚCI, śmiechnąłem. Jeszcze mocniej śmiechnęła moja dziewczyna, kiedy jej wytłumaczyłem, co Kasparek z Machnickim i Wolskim wymyślili. W oparciu o tę wątpliwą próbę badawczą możemy założyć, że pomysł jest zabawny :)
Zacząłem się zastanawiać, jak powstał ten format. Był wynikiem całonocnej burzy mózgów? Olśnienia pod prysznicem? Lekkim kradziejstwem z zagranicy? (Jak MASZ MINUTĘ ;))
Okazuje się, że prawda jest o wiele bardziej oczywista i prozaiczna.
„(…) ten format powstał z przypadku.
Mieliśmy testy swoich programów i napisaliśmy mniej materiału niż byśmy chcieli. Więc w pierwszej części robiliśmy faktycznie testy a w drugiej zdecydowaliśmy, że przegadamy pomysły, które mamy jeszcze nie do końca zrobione. Zaczęliśmy to robić i Krzysiek Kasparek w którymś momencie wymyślił, żeby powiedzieć ludziom, że mogą krzyknąć to „LITOŚCI”.
Jak to zrobiliśmy jakieś dwa, trzy razy, moja żona – Paulina powiedziała, że to jest fajna nazwa tego formatu.
I tak ta nazwa się jakby przyjęła. Później zrobiliśmy z tego taką stałą część, w której przegadywaliśmy pomysły z ludźmi.”
Tomek Machnicki
3. Widzowie w trakcie formatu LITOŚCI rzadko krzyczą „LITOŚCI!”
Ja tak sobie wyobrażam, że gdybym zapłacił kilkadziesiąt złotych za bilet, chciałbym sobie w jego trakcie wrzasnąć „Litości!!!”
A tutaj się okazuje, że ludzie są o wiele bardziej powściągliwi.
„Powiem Ci, że niesprowokowane „Litości” zdarza się bardzo rzadko, nawet jeśli my o nim przypominamy.”
Tomek Machnicki
4. Krzyknięcie „LITOŚCI” może zadziałać. Albo nie.
Okazuje się też, że zasada stanowiąca podstawę tego formatu nie jest taka znowu żelazna. Bo krzyknięcie „LITOŚCI” wcale nie musi gwarantować, że temat się zmieni.
Ale ja to rozumiem. W końcu chodzi przede wszystkim o zabawę.
„(…) Raczej jesteśmy w stanie wyczuć, czy ktoś krzyknął to dla żartu czy to go faktycznie dotyka. Była taka sytuacja że dziewczyna krzyknęła „Litości” w momencie, gdzie się pojawiła historia, która jak się wydawało, dotykała jej osobiście.
Chyba sobie przypomniała coś trudnego, więc po prostu w to nie szliśmy. Jak coś takiego się pojawia, no to po prostu zmieniamy temat. A jak widzimy że ktoś krzyczy dla beki, to czasami idziemy w to jeszcze mocniej.”
Tomek Machnicki
5. Dla swoich twórców LITOŚCI jest kamieniem milowym w karierze
LITOŚCI zaczynało skromnie – w piwnicznych klubach Krakowa. Bardzo szybko jednak okazało się, że chłopaki mogą z nim jeździć po całej Polsce.
W połowie 2024 roku odwiedzili z formatem „LITOŚCI” Chorzów, Sosnowiec, Wrocław i Trójmiasto. Bilety sprzedały się dobrze – na pograniczu sold-outów. Co jest szczególnie imponujące, jeśli się weźmie pod uwagę, że trasa odbywała się w wakacje, kiedy nie dzieje się zbyt dużo (żeby nie powiedzieć, że nic).
„ (…) my wcześniej występowaliśmy na supportach. Jako ci wspierający komicy różnych osób. To było jedno z takich pierwszych doświadczeń, kiedy ludzie faktycznie z dnia na dzień przychodzili na nas.”
Tomek Machnicki