Komedia vs. Tragedia. Fight!

Aktorzy, profesjonaliści sceny, przedstawiciele jednego z ostatnich zawodów chronionych w Polsce z tego, co zauważyłem traktują komedię jedynie jako jakiś dodatek, jako muła na którym muszą się czasem przejechać, jeśli akurat nie jest im dane dosiadać rozbuchanego bułana dramatu. I tego, szczerze mówiąc, nie jestem w stanie ogarnąć swoim rozumem. Dlaczego w czyjejkolwiek głowie pojawia się myśl, że doprowadzanie ludzi do śmiechu jest złe i be? I dlaczego ten ktoś postanawia, że zajmie się nie rozśmieszaniem tylko dramatem, który może wywołać u widza smutek, zwątpienie i frustrację? I wreszcie ostatnie i chyba najważniejsze… Jak to się u diabła stało, że ludzie na przestrzeni wieków uwierzyli, że dramat jest nie tylko dobry, ale nawet lepszy od komedii? Czytaj dalej „Komedia vs. Tragedia. Fight!”

Żarty Tuwima, którym skończył się okres przydatności do spożycia

tuwim6Ostatnio pracowałem nad Kabaretourem, czyli formą wycieczki kabaretowej, o czym zresztą przelotnie wspominałem w poprzednim poście. Moja część roboty polegała na przygotowaniu monologów dawnych komików.

Zrobiłem więc „12 butelek jałowcówki” Dziewońskiego, zrobiłem „Filharmońka” – szmonces Krukowskiego (bardzo dobry tekst, ale niestety na Youtubie się go nie uświadczy) i wreszcie „Ministra elegantarium” autorstwa księcia polskich poetów, czyli Tuwima. Czytaj dalej „Żarty Tuwima, którym skończył się okres przydatności do spożycia”

Pieprzcie, ale nie za dużo!

Sporo moich znajomych zachwyca się każdym przedsięwzięciem około-kabaretowym, które jest nacechowane absurdem. Już od dłuższego czasu słowo „absurdalny” w odniesieniu do komedii jest niemalże synonimem przymiotnika „dobry”.

Ostatnio spostrzegłem u siebie następującą rzecz: Też uwielbiam absurd. Ale uważam, że ma on właściwości odrobinę podobne do pieprzu. Czyli lubię solidnie popieprzyć zupę, ale samego pieprzu to już bym nie zjadł. Dania, które składa się w pięćdziesięciu procentach z pieprzu, też bym nie zjadł. Zupa powinna być w znacznej mierze oparta na tradycyjnych składnikach – mięsie, warzywach, wodzie, makaronie, a pieprz może być do niej dodatkiem. Czytaj dalej „Pieprzcie, ale nie za dużo!”

Nie jesteśmy kabaretem!

O różnicach między kabaretem, impro i stand upem pisałem wprawdzie niedawno, ale jest to temat rzeka, więc jeden post więcej i tak go/jej nie wyczerpie.

Ostatnio zwróciłem uwagę na fakt, że improwizatorzy bywają oburzeni, kiedy ktoś nazywa ich kabareciarzami. Wolą nazywać swoje zespoły grupami, co jest ok, bądź teatrami, co już moim zdaniem ok nie jest. Bo teatr to wzniosłość i rozmach. Słyszę teatr, widzę aktora, który bardzo sugestywnie tarza się po ziemi odgrywając szaleństwo Hamleta i jeszcze przy tym bardzo profesjonalnie opluwa sobie zapuszczoną do roli brodę. Widzę wielki budynek, reżyserów, latanie na lonżach, choreografię, scenografię i grę świateł. Więc bez obrazy, ale jeśli siódemka studentów uczelni technicznej, którzy łącznie stali na scenie trzy razy, każe nazywać się Teatrem Improwizacji, to sama prosi się o kpiny. Czytaj dalej „Nie jesteśmy kabaretem!”

Kabaret, stand up, impro, aktorzyny

scenaDo niedawna sytuacja na polskiej scenie, hmm nazwijmy to kabaretowej, była w miarę prosta. Żyli sobie kabareciarze, czyli samouki, samograje, z reguły ludzie, którzy weszli na scenę podczas studiów, a później na niej zostali. Byli też aktorzy, po szkołach, profesjonalni, z dykcją, impostacją, postawą i papierami. Za kabaret brali się nie z pasji, ale żeby móc chałturzyć pomiędzy rolami Makbeta w teatrze i sprzedawcy w reklamie McDonalda. Aktorzy przeważnie okazywali kabareciarzom wyższość, właśnie dlatego, że ci drudzy są samoukami, czyli można powiedzieć niedoukami. Natomiast kabareciarze nie przepadali za aktorami, z tej prostej przyczyny, że pięć lat szkoły teatralnej znacznej części absolwentów implantuje w dupę kawał solidnego kija. Czytaj dalej „Kabaret, stand up, impro, aktorzyny”

Czym różni się stand up od monologu?

stand upKontynuując trend z poprzedniego posta będę zagęszczał ilość stand up’u na blogu, który stand up ma w nazwie. Często, kiedy już zdarzy mi się pochwalić, że zajmuję się między innymi tą formą komedii, zostaję zasypany masą pytań. Co to takiego jest? Z czym to się je? Oraz z reguły na końcu – czym to się właściwie różni od monologu? Nie będę ukrywał, że z tym ostatnim miewam problem. Postaram się więc znaleźć odpowiedź, nie tylko po to, żeby mieć ją gotową, kiedy któraś dawno niewidziana ciotka zacznie wypytywać, ale też dla siebie.

Przede wszystkim, stand up jest monologiem, ale nie każdy monolog jest stand up’em. Przypadki stand up’u, którego nie można nazwać monologiem zdarzają się rzadko, a konkretnie, natknąłem się tylko na jeden – bliźniaków Sklar. Ci panowie występują we dwóch, ale mają uwspólnione spojrzenie na rzeczywistość i ogólnie zachowują się jakby byli jedną osobą (jednojajowi to im łatwiej). Czytaj dalej „Czym różni się stand up od monologu?”

Sprawdź ofertę występu z żartami na temat branży. Stand-up na imprezę firmową